Ta cisza mnie zabija – sprawia, że
staję się kompletnie bezwładna. Chcę usłyszeć twój śmiech,
który wywoływało moje nieporadne zachowanie. Chcę poczuć twój
zapach, którym poiłam się, będąc w twoich ramionach.
Ale to już nic nie znaczy. N I C.
Każdy zna chyba ten ból, kiedy tak
po prostu ktoś odchodzi. Tak po prostu z dnia na dzień. Tak po
prostu. Chociaż dzień wcześniej zapewniał, że nie chce Cię
stracić. Tak po prostu.
Teraz tylko mogę śmiać się z tego,
że pragnę twojego uśmiechu. Teraz mogę tylko śmiać się z tego,
że pragnę twojego zapachu.
Teraz mogę śmiać się z tego, że
nie potrafię zapomnieć smaku twoich ust.
I każde miejsce, w którym byliśmy,
przypomina mi o Tobie.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że
tak łatwo Ci przyszło o mnie zapomnieć. Czy naprawdę nic nie
znaczyłam? Czy naprawdę byłam tylko kimś chwilowym?
Teraz patrzysz tak na nią – swoimi
śmiejącymi się oczami. Teraz uśmiechasz się do niej. Teraz ją
tulisz.
A mnie pozostało zbieranie odłamków
serca z podłogi.
I palę. I śpię. I palę. I śpię.
I płaczę.
Z dymem odchodzą na chwilę
zmartwienia. Bo to mnie zabija, powoli, od środka. Destrukcyjnie.
Z dymem odchodzą twoje zapewnienia. Z
dymem odchodzą te ulotne chwile.
Ale potem to wraca.
I palę. I śpię. I palę. I śpię.
I krzyczę.
Ale to już nie jest krzyk. To szept z
prośbą o zapomnienie.
Bo to już minęło. Tak po prostu.
Tak po prostu minęło.
I z dymem odchodzę.
Od Autorki: Nic dodać, nic ująć.